Fala populizmu z północy na południe
Najpierw Szwecja, teraz Włochy, tylko w dużo większej skali. Po dość zaskakującej i… dziwnej dymisji Draghiego rozpisano nowe wybory, w których zwyciężyli postfaszystowscy politycy typu Meloni i Salvini (ten to w ogóle jest proputinowski), do gry wrócił także naprawiony przez chirurgów plastycznych Berlusconi.
Włosi od zawsze zasadniczo mieli problem z demokracją, czy to jako monarchia, czy później, nawet po II Wojnie Światowej do końca kolorowo nie było, chociaż to był problem prawie całej Europy Zachodniej, poza RFN i Skandynawią. Jednak tak źle, jak teraz nie było od czasów Mussoliniego.
Włochy to kraj-bankrut, na dużo większą skalę, niż Grecja ponad 10 lat temu, są trzecim najbardziej zadłużonym państwem na Świecie, tuż po USA i Japonii, jednak z dużo mniejszym od nich budżetem (ale też większym od Grecji).
I tu pojawia się problem, dla osób, które uważały ich za sojuszników (Polska i Węgry). Meloni, która jest w ich grupie politycznej nie będzie za bardzo chciała „fikać” Unii, by zachować zarówno ich KPO, jak i budżet, właśnie po to, by móc lekko przejść przez kryzys zadłużenia, gdyż ich bankructwo oznaczałoby koniec strefy euro, przynajmniej takiego, jakie znamy.