Czy jesteśmy czymś zagrożeni?
Oczywiście. No chyba, że nie nazywamy zagrożeniem tego, że zrywane są dachy, łamane drzewa, albo szaleją pożary, czy brakuje wody w wodociągach. I wcale tutaj nie jest mowa o Afryce, Ameryce Południowej, czy Azji. To dzieje się w Europie, czy już coraz bliżej koła podbiegunowego.
W Polsce mamy klimat taki, który w latach 70. XX wieku był w północnych Włoszech (jeszcze 5 lat temu mówiło się, że mamy klimat zbliżony do tego na Węgrzech 50 lat wstecz.
Co z tym zrobić? Zrobić wszystko, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Przekonywać się do zmian, kupować zeroemisyjne sprzęty do transportu, do ogrzewania. Używać rower, czy korzystać z pieszych spacerów, kupować mniej plastiku. Wystarczy też np. stosować deszczówkę do podlewania.
Trend na szczęście widać już u wielkich koncernów, które w przeciwieństwie do państw są eko, bo bardziej opłaca im się przejść na odnawialne źródła energii, która jest tańsza w eksploatacji. Przykład idzie z góry, lecz na samej górze tylko część państw UE z tego korzysta, no może jeszcze Australia, Nowa Zelandia. Japonia i Kanada. USA, jak wiatr zawieje, a Chiny dopiero powoli, ale na szczęście się z tym budzą.
To od decyzji dzisiaj zależy, jakie będzie życie ludzi w roku 2100, czy 2122, nas już nie będzie, ale ludzie będą żyli nadal (oby).