Nos Pinokiowi rośnie, w miarę wzrostu cen.
Otóż, gdyby rząd PiS, tak, jak rząd PO-PSL lobbował za utworzeniem jednolitego rynku energetycznego Unii Europejskiej, oraz utrzymał długoterminowo liniową cenę gazu z Rosji, przy jednoczesnym załatwianiu dostaw z innych miejsc, dzisiaj problem nie byłby tak ogromny.
I wcale problemem tu nie jest to, że szefami Gazpromu i NordStreamów są byli europejscy politycy, a to, że Polska, jako jeden z największych partnerów Niemiec i nasz największy sojusznik nie dostał od nas rzeczowej instrukcji i alternatywy co do działań. PiS wolał za to wypowiedzieć umowę gazową z Rosją według, dość wysokiej, ale stałej ceny aż do 2037 roku, co spowodowałoby, że dzisiaj takich podwyżek by nie było (nawet w momencie różnego rodzaju kryzysów politycznych).
Ponadto, przez dziurawą tzw. tarczę (a raczej sito) antyinflacyjne, są budynki, które mają nietypowy system grzewczy, mają podwyżki rzędu 200, 500, a nawet blisko 1000%. To są zabójcze ceny, które będą na pewno prowadziły do pogorszenia jakości życia, a przede wszystkim jakości powietrza w Polsce. Ta sytuacja, jak i idiotyczne regulacje, które utrudniają zarobek na instalacji paneli fotowoltaicznych spowodują spadek zainteresowania wymianą tzw. kopciuchów i innych pieców na węgiel, eko-groszek i inne tego typu.
Jeśli myśleliście, że inflacja w 2022 roku, nawet w 2., lub 3. kwartale zacznie spadać, to jesteście w grubym błędzie. O ile może (chwilowo) spadną ceny paliw na stacjach, to gaz i prąd drogi, to także drożyzna w sklepach i tu zerowy VAT na żywność nie pomoże, bo sprzedawcy zastąpią ten VAT marżą, by móc odrobić straty, więc ceny może i nie wzrosną, ale też nie spadną.
Czeka nas trudny rok, tym bardziej, jeśli nadal nie otrzymamy pieniędzy z Funduszu Odbudowy, oraz z nowej „siedmiolatki” unijnej, także uważajmy i trzymajmy się za portfele, bo niewidzialna ręka rządu będzie wyciągać do nas łapy po pieniądze.