Czy PiS #NaPrawdę chce doprowadzić do PolExitu?
Część 2.
Dlaczego jest tak, że gdy akurat postać Lecha Kaczyńskiego można za coś pochwalić, z czystym sumieniem, jak właśnie podpisanie przez niego, po długim namyśle i negocjacjach z Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim, czy Donaldem Tuskiem Traktatu z Lizbony. Ba, namawiał wtedy całe swoje środowisko polityczne, by poparli Traktat Lizboński. To właśnie w tym traktacie znajdują się punkty, które tak nie podobają się obecnie rządzącym, tym samym podważają autorytet nie tylko prezydenta, nie tylko brata bliźniaka prezesa, ale i profesora prawa.
Życiorys Lecha Kaczyńskiego nie jest jednoznaczny. To on prawdopodobnie, jako ówczesny Prokurator Generalny doprowadził do bezpodstawnego skazania Tomasza Komendy, to on był tyle lat u boku swojego niezbyt zrównoważonego psychicznie brata (o czym podobno sam wiedział i w kuluarach mówił, zarówno na niego, jak i na Antoniego Macierewicza i to on zablokował pierwotną kandydaturę Macierewicza na szefa MON, wystawiając tym samym Radka Sikorskiego na to stanowisko). Jednak on, jak i jego żona, totalne przeciwieństwo Agaty Dudy mieli pewne zasady, których przestrzegali. I to nawet, jeśli są one konserwatywne i byśmy się z nimi zgadzali, to jednak lepsze coś takiego, niż wszelkie łamanie zasad i moralności przez obecny PiS.
I to właśnie boli Jarosława Kaczyńskiego. To odwoływanie się do pamięci jego brata przez opozycję, tej dobrej pamięci. Bo to pokazuje hipokryzję Jarosława i to, że nie tylko on ma wyłączność na jego pamięć. Tym bardziej, że od zawsze żył w jego cieniu. To on był profesorem, to on miał żonę i dziecko, to z nim lepiej żyła matka. Owszem, wszyscy pamiętamy kłótnię Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego o krzesło na Radzie Europejskiej, na której to prezydent chciał uczestniczyć (mimo, że nie miał do tego de facto uprawnień), to samo było z resztą ze Smoleńskiem.
I nie, to nie dlatego Lech Kaczyński miał ponosić odpowiedzialność za katastrofę (choć jego spóźnienie na samolot mogło się do tego pośrednio przyczynić), to winnym katastrofy jest ten, kto ostatecznie kazał lądować pilotom w Smoleńsku, zamiast na lotnisku zapasowym w Mińsku. Być może był to Lech Kaczyński, być może był to generał Błasik. Być może jednak był to właśnie… Jarosław Kaczyński. Są różne teorie na temat ostatniej rozmowy przez telefon satelitarny między braćmi Kaczyńskimi, o której wspominał kilkukrotnie Radosław Sikorski, jednak dopóki ta ewentualna rozmowa nie zostanie opublikowana, tego się nie dowiemy. Z jednej strony nie rozumiem, czemu tak nie jest (chociażby w kontekście śledztwa, które trwa od 11,5 roku, oraz tego, że został skazany ówczesny szef KPRM Tomasz Arabski, być może niesłusznie). Z drugiej strony, Sikorski, Tusk, Kopacz, czy Komorowski, którzy zarządzali kryzysowo państwem po katastrofie mają zwyczajnie ludzkie odruchy i nie chcą być tak nikczemni, jak ich przeciwnik i być może o tym dowiemy się dopiero po śmierci Jarosława Kaczyńskiego.
Nie zmienia to faktu, że Lech Kaczyński był zwolennikiem Unii Europejskiej, był za jej integracją i dał się przekonać, że by Europa była silniejsza, to integracja musi się pogłębiać. Był to polityk z klasą o wiele większą, niż dzisiejsi aparatczycy. Co by nie powiedzieć złego o pierwszych rządach PiS-u, w latach 2005-2007, to jednak poza Kamińskim, Wąsikiem, czy Ziobrą było tam wielu dobrych, szanowanych polityków, z resztą dzisiaj często po stronie opozycyjnej. Wtedy za finanse odpowiadała Zyta Gilowska, autorytet ekonomiczny, KTOŚ, przy obecnych miernotach Morawieckim i Kościńskim. Wspominałem już o Sikorskim, ale byli też i Michał Kamiński, Joanna Kluzik-Rostkowska, Paweł Poncyljusz, Paweł Kowal. Był i Lech Kaczyński, który był proeuropejski i który jako jedyny nie zawsze słuchał się brata, bo słuchał się rozsądnej żony. I to Jarosława bolało i boli. Dobrze wie, że o nim po śmierci nikt tak nie będzie pamiętał. Może właśnie dlatego tak niszczy pamięć o bracie-prezydencie, bo ją niszczy.
W odpowiedzi na “PiS kontra… Lech Kaczyński”
Myślę, że „grzechem pierworodnym” wolnej i niepodległej Polski jaka powstała po 1918 r. jest brak możliwości wyraźnego podziału zakresów obowiązków, uprawnień i odpowiedzialności pomiędzy prezydentem, premierem i takimi samozwańcami jak Naczelnik Polski (nb. Piłsudski), i „Prezes Wolski” (Kaczyński). I na tej bazie, od ponad 100 toczą się wszelkie spory o władzę, wpływy i kasę.
PolubieniePolubienie