W ubiegłym tygodniu posłom PiS-u przypomniało się, że 11 listopada przypada w niedzielę, co może utrudniać niektórym świętowanie. Na trzy tygodnie przed świętem dodatkowy dzień wolny został wprowadzony przez obóz rządzący. Ale po co?
Żeby nie było, ideę dnia wolnego po Święcie Niepodległości, gdy wypada ono w niedzielę popieram. Podobnie, jak i każdego innego święta, czy to państwowego, czy kościelnego. Może warto przypomnieć posłom, że 6 stycznia 2019 także przypada w niedzielę i można poniedziałek zrobić wolny, idealny prezent na gwiazdkę i ostatnie posiedzenie Sejmu w 2018 roku. Jednak sposób wprowadzenia takiego dnia wolnego jest co najmniej nieprofesjonalny.
Naprawdę, o tym, że 100-lecie wypada w niedzielę było wiadomo od dawna, więc co za problem było wprowadzić taki dzień wolny w ubiegłym roku, przed uchwaleniem budżetu na ten rok. A dlaczego budżetu? A no dlatego, że różne szacunki, różnych źródeł mówią o tym, że 12 listopada, jako dzień wolny to strata od 1 do 7 miliardów złotych i to w sytuacji, w której sklepy będą otwarte, jak w dzień roboczy.
Są jednak inne problemy (które także wywołują straty). Otóż: Są to odwołane wizyty u specjalistów (przede wszystkim u prywatnych). Także są to przypadki odwołania rozpraw sądowych różnego typu. I od razu, żeby ostudzić entuzjazm – nowe terminy nie będą przypisywane na początek kolejki, a na jej koniec, przy pierwszym wolnym terminie, co może oznaczać kolejne kilkumiesięczne oczekiwania.
Dalej – komunikacja publiczna. Pociągi, jak i transporty miejskie będą jeździły według niedzielno-świątecznego rozkładu jazdy. Co oznacza mniejszy zarobek dla pracowników, z racji mniejszej liczby godzin i mniejszej liczby kursów. To oznacza przede wszystkim utrudnienia dla podróżujących PKP, którzy już kupili bilety tego dnia, a ich pociąg będzie odwołany (jeśli jadą takim, przydzielanym wyłącznie w dni robocze).
I… mój ulubiony przykład, o którym mówiłem na początku. Otóż sklepy mają być otwarte (ma być możliwość otwarcia sklepu tak, jak w Wigilię Bożego Narodzenia, czy w Wielką Sobotę), jednak rząd tym razem wypiął się na handlowców i dając im wolne niedziele odebrał im dzień wolny, podczas gdy cały kraj będzie miał „poprawiny”.
Projekt miał szansę mieć moje poparcie. Nareszcie coś mądrego mogło wyjść ze strony PiS-u. Jednak nie byliby oni sobą, gdyby czegoś nie spieprzyli po drodze. Szkoda, bo to naprawdę dobry pomysł i liczę, że w przyszłości takie coś zostanie wprowadzone na stałe, gdy jakieś święto przypadnie akurat w niedzielę (jak Święto Niepodległości, Wszystkich Świętych, Święto Trzech Króli) w ten dzień tygodnia, to poniedziałek powinien być wolny, chociażby z racji z bezpieczniejszego powrotu do domów od rodziny, czy z wyjazdów. Jednak to nie ci ludzie i ci rządzący, żeby wpadli na coś takiego i to w dodatku długofalowo.
Mówiąc krótko, poprawiny po Święcie Niepodległości to same problemy. I to nie tylko natury ekonomicznej, ale i społecznej. Taki dzień powinien nas cieszyć, powinniśmy się na niego szykować (bo przecież wyjazdy planuje się często szybciej), a w takim wypadku o to jest ciężko, z racji na pośpiech i to, że różnego rodzaju firmy, prywatne, jak i państwowe są narażone na ogromne straty, oraz są zmuszone do przemodelowania planów pracowniczych.