Jak wiemy, od ostatniego roku wydarzyło się bardzo wiele niebezpiecznych i zagrażających państwu wypadków. W marcu mieliśmy do czynienia z wypadkiem Dudy, a w ostatnim czasie także wypadki z udziałem szefa MON, Beaty Szydło czy wicepremiera Gowina. Przez co, w ostatnim roku BOR miał aż trzech szefów.
Zachodzi pytanie, czy przez wzgląd na wypadki premiera Millera, czy najtragiczniejszy w historii powojennej Polski wypadek lotniczy, w którym zginął prezydent Lech Kaczyński, czy wcześniejsza katastrofa lotnicza polskiego dowództwa sił zbrojnych pod Mirosławcem w 2008 roku, nie nauczyła obecnie rządzących do bardziej odpowiedzialnych decyzji za przewóz najważniejszych osób w państwie?
Czy naprawdę nie zdają oni sobie sprawy z tego, że może dojść ponownie do jakiejś wielkiej katastrofy? Należy też wspomnieć, jak najtańszym kosztem chcą przewozić siebie samych, tak samo gdy okazało się, że został przekroczony limit wagi w jednym z przeciążonych, rządowych samolotów.
Oczywistym jest, że wypadek z 10 kwietnia 2010, jak i incydenty z ostatniego roku są spowodowane przez pośpiech i strach przed jedną osobą – naczelnikiem Kaczyńskim. Oczywiście, poprzednie ekipy nie są bez winy. Jednak tutaj hipokryzja rządu sięga zenitu. Najbardziej moralizowali wszystkich innych, a to oni robili największe zło.
Pozostaje pytanie, co jeszcze musi się wydarzyć, kto musi ucierpieć a nawet zginąć, żeby pewne osoby opamiętały się ze swojego obłędu?